niedziela, 30 grudnia 2012

Czapa z Eskimo

To była miłość od pierwszego wejrzenia. Jak tylko zobaczyłam ten projekt, od razu wiedziałam, że muszę wydziergać sobie taką czapkę i to szybko! I do tego ten kolor! Uwielbiam ciemne, zgaszone róże w każdej tonacji. Jedyne, co zmieniłam to włóczka - we wzorze zalecany jest Andes, ja użyłam Eskimo

Dziergało się super, bo wzory ażurowe, to coś, co uwielbiam. Do tego jeszcze druty 8mm, więc przybywa bardzo szybko. Czapka powstała w jeden dzień. Jest bardzo miękka, niegryząca (ku mojemu zaskoczeniu) i puchata. Po pierwszym testowaniu na mrozie (-5st C) jednak niestety stwierdzam, że nie jest zbyt ciepła, bo zimno wpada przez dziurki we wzorze ;) Heh, mogłam się tego spodziewać, ale podeszłam z tak wielką radością i młodzieńczą pasją do tego wzoru, że nie pomyślałam zupełnie o tym ;) Ale czyż takie nieodpowiedzialne, niegroźne szaleństwa nie są piękne ;) ?

Do kompletu zrobię sobie jeszcze otulacz i ocieplacze na nadgarstki (tu trzeba będzie pokombinować i wkomponować jakoś ładnie motyw wzoru). Ale na razie muszę pokończyć to co jest na drutach, a jest sporo, bo 4 robótki :)

A z innej beczki - gdyby ktoś był ciekaw jak zakończyła się przygoda z reperacją łącza u Pomarańczowego operatora, to zamieszczam poniżej foto "przed" i "po". Naprawa, jak widać, została wykonana wg zasady "popluć i przykleić", a później wetknąć w dziurę, żeby nie było widać. Po tej "naprawie" spadła nam prędkość transferu o około 25%. Interweniowałam, ale to pewnie skończy się na obiecankach.

czwartek, 27 grudnia 2012

Odcięta

Taaak, nadal jestem odcięta od szybkiego transferu w świecie internetowym. To już 14 dni i to jakaś kpina w dzisiejszych czasach. Nasz kochany dostawca kabla, którym płynie do nas necik i telefon także ma swoich klientów głęboko... gdzieś. Wielokrotne interwencje i rozmowy na infolinii nic nie dają, wciąż obiecują, że naprawa jest zaplanowana na jutro, że dziś byli nie mieli ze sobą odpowiednich narzędzi, że cośtam, cośtam. Mam takie wrażanie, coraz silniejsze zresztą, że infolinia nie jest po to, aby mieć rzeczywisty kontakt klient-firma, tylko po to, aby klient mógł się wygadać jak u psychologa na kozetce. Klient ucieszony, że problem zgłosił, ulżyło mu, a to co z tym zgłoszeniem rzeczywiście dzieje się to już inna sprawa. Biedni konsultanci także nie mają wielkiej mocy sprawczej, pracowałam kiedyś w wieeeeelkiej firmie i wiem, że procedura goni procedurę i niestety, pomimo dobrych chęci nie da się zrobić nic. Nie ma więc co się wyżywać na konsultantach, tylko że w takiej sytuacji człowiek złości się podwójnie: 1. nie mam netu i telefonu, 2. jeśli zgłaszanie problemu nic nie daje, to co mam zrobić? Jednym słowem bezsilność dobija i, niestety, przypominają się czasu PRLu. Niektóre firmy pozmieniały nazwy, właścicieli, mają wielkich speców od PRu, a w środku... to samo co było kiedyś.

A na zakończenie - ilustracja tematu. Mój kabel od internetu i telefonu na słupie. Wykonanie powala! Naprawa zaplanowana jest na 28 grudnia czyli na jutro. Zobaczymy, czy się wywiążą z kolejnej już obietnicy. Niech to naprawiają szybko, bo mam parę udziergów do pokazania :)
Śmiejemy się w domu, że sami naprawimy sobie ten kabel , tylko niech dadzą nam jakąś instrukcję. W końcu drabina w domu jest ;)

Mam nadzieję, że u Was po świętach dobrze :) Pozdrawiam z zastępczego, powooooooooooolnego łącza :)

sobota, 15 grudnia 2012

Gdy odetną dostęp do netu...

... ludzie się nudzą ;) I dziergają :) Czapki. Ale o czapce będzie jutro ;)

Nasz kochany dostawca Internetu wczoraj postanowił odciąć nam linię i nie działa ani telefon, ani Internet. Usterka zgłoszona, przyjęto ją do wiadomości i dziś już miało wszystko śmigać i działać... Ale oczywiście tak nie jest - bo weekend i przecież po co komu Internet w weekend. Całe szczęście, że Mąż mój kochany obeznany w kabelkach i innych internetowych sprawach coś poczarował i wyciągnął zapasowy Internet i tak właśnie oto jestem. Prędkość nie ta, ale w zupełności wystarczy na czytanie poczty, wiadomości, na bloga także :)

Wczoraj, podczas przymusowej abstynencji od netu, naszła mnie taka refleksja o ileż więcej czasu mieliśmy dla siebie bez tych wszystkich elektronicznych gadżetów. Gdy byłam dzieckiem, w domu był jeden telewizor i człowiek chcąc nie chcąc spędzał czas z rodziną, bo wszyscy wlepiali oczy w "Dynastię" (ha, do dziś pamiętam - niedziela 18:00) czy w inny "postępowy" program. Babcia podała kompot, mama ciasto, dziadek coś opowiadał, tato coś dopowiedział. A teraz... sami wiemy jak spędzamy czas. Telewizorów w domu tyle ile osób, albo tyle ile pokoi, każdy przy swoim laptopie albo smartfonie albo jeszcze czymś innym. Nie podoba mi się to zabijanie relacji międzyludzkich, a to taki mord na własne życzenie. Później ciężko, albo w ogóle nie da się odbudować pewnych relacji.
I tak sobie myślę przed tymi świętami Bożego Narodzenia, że moim postanowieniem świątecznym i noworocznym będzie minimalizowanie spędzania czasu na rzeczach mało produktywnych i nieistotnych z punktu widzenia rodziny i relacji tych najbliższych, rodzinnych.

Takie właśnie wczoraj miałam przemyślenia dziergając czapkę. Wcale jej tak bardzo nie planowałam skończyć, ale jak już usiadłam, to tak mnie wciągnęło, że nie wstałam dopóki nie skończyłam. Czapka czeka na obfocenie - może jutro uda się zrobić sesję plenerową :)